W drugim piątkowym spotkaniu rozgrywek Extraliga.pl w Sopocie zobaczyliśmy prawdziwe przebudzenie zespołu PFFS. Rywalem była ekipa Patryka Ożarowskiego WHS Suchanino. Do tego meczu obydwie ekipy miały jedno spotkanie wygrane, zarówno PFFS jak i WHS pokonali Kabany, pewnie.
Mecz zapowiadał się ciekawie, ciężko było wskazać tutaj faworyta. O pierwszych minutach spotkania zawodnicy w białych koszulkach chcieliby w tamtym momencie jak najszybciej zapomnieć. Po 3 minutach zawodnicy prowadzenie w tym meczu przez kapitana – Szymona Lacha przegrywali 0:2, co ciekawe te bramki można powiedzieć strzelili sobie sami, pierwsza to błąd bramkarza przy wyprowadzeniu piłki, druga to dosłowny samobój. Po tych ciosach PFFS po mału zaczynał przejmować inicjatywę. W 11 minucie Krystian Guzik atomowym i precyzyjnym strzałem pokonał Konrada Witkowskiego i było już 0:3. Wydawało się, że sytuacja beznadzieja ale od tego momentu zawodnicy w białych koszulkach dostali wiatru w żagle. Tuż przed przerwą podanie Szymona Makaruka na bramkę zamienił Laskowski, w 25 minucie rzut karny wykorzystał sam Makaruk, do przerwy 2:3.
Po przerwie zobaczyliśmy jeszcze efektywniejszą ekipę PFFS. W 27 minucie już byłe remis, a w 32 sam kapitan wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Nie było tutaj przypadku, zawodnicy w białych koszulkach prowadzili grę, utrzymywali się przy piłce. W 34 i 35 minucie gry PFFS był już w bardzo komfortowej sytuacji, kiedy dwukrotnie w akcje ofensywne podłączył się Vitalij Skrypai, który dwukrotnie pokonał Ożarowskiego. W tym momencie Suchanino było w ciężkiej sytuacji, ale niestety dla tego zespołu niewiele wskazywało, żeby cokolwiek pozytywnego mogło zmienić losy meczu. PFFS jeszcze bardziej się nakręcił, akcje były jeszcze składniejsze i w 37 minucie ponownie Makaruk pokonał golkipera było już 7:3. WHS stać było jeszcze tylko na jedną bramkę w 41 minucie gry, od 43 do 50 strzelali już tylko zawodnicy w białych koszulkach. Trzeba przyznać, że mimo ciężkich pierwszych minut PFFS pokazało charakter i zasłużenie pokonuje Suchanino.
